Avatar: <---
Imiona: Ryoji
Nazwisko: Nakamura
Wiek: 26
Pochodzenie: Japonia
Przynależność: Wydział Śledczy (Funkcja Konsultanta – wyjaśnione w historii)
Cechy charakterystyczne: Zawsze ubrany w garnitur, któremu towarzyszy nieodłączna kamizelka. Ma nawyk noszenia rąk w kieszeni. Uwielbia pić herbatę i gdy tylko jest okazja korzysta z możliwości jej skosztowania. Najchętniej wypija ją z filiżanki, którą trzyma na spodeczku, uprzednio wielokrotnie maczając woreczek, aby herbata nabrała wyrazistości.
Umiejętności: Doskonały obserwator, w swoim rozumowaniu korzystający zarówno z dedukcji, jak i indukcji. Dysponuje szeroką wiedzą z zakresu behawiorystyki, psychologii, programowania neuro-lingwistycznego, ludzkich zachowań. Mistrz manipulacji i hipnozy, posiadający znakomitą, niemal fotograficzną pamięć. Ma bardzo czuły węch, co czasem przynosi równie wiele szkody, co pożytku. Zna wiele kuglarskich, iluzjonistycznych sztuczek, które również służą mu czasem za narzędzie pracy.
Ekwipunek: Telefon komórkowy; zegarek; notesik i ołówek; duża, stara moneta (z której korzysta często przy wprowadzaniu transu hipnotycznego);
Inne: Zmienny humor: Raz pełny życia, raz jakby nieobecny; Lubi potyczki słowne; ceni sobie ironię i sarkazm, które bywają również narzędziami, z których chętnie korzysta, aby odnieść zamierzony efekt; Czarujący, uwodzicielski uśmiech i błękitne oczy, które zdają się przenikać dusze (fajnie to brzmi)
Historia: Nie będę opowiadał tej historii tak zwyczajnie. Nie interesuje was chyba gdzie się urodziłem, dorastałem, wychowywałem? A może jednak?
W połowie lat dziewięćdziesiątych, kiedy miałem jakieś 16 lat, pracowałem w cyrku jako jasnowidz, ze swoim ojcem Kenichim. Mój ojciec był showman’em. Choć, dzięki moim umiejętnością dobrze sobie radziliśmy, mówiąc ogólnie… miałem ciężkie życie.
Matka odeszła od mojego ojca, o ironio, z klownem, który dorabiał jako podrzędny aktorzyna. Nie radził sobie najlepiej, inaczej nie pracowałby w cyrku. Po tym incydencie ojciec zaczął nadużywać alkoholu, nigdy jednak nie podniósł na mnie ręki. Alkohol traktował raczej jak lek, lek, który pozwalał mu choć na chwilę zapomnieć o tej jędzy, jak to zwykł nazywać po tym wszystkim moją rodzicielkę.
Nigdy nie ukończyłem żadnych studiów, co więcej z trudem zdołałem ukończyć liceum. Było to prostym wynikiem stylu życia, który, bądź co bądź narzucało mi życie w cyrku.
Ale dość tych nudnych opowiastek. Przejdźmy do ciekawszej części….
Współpracę z policją nawiązałem przypadkiem, jakieś 5-6 lat temu.
Byłem już dość znaną osobą w Fukushimie – byłem gospodarzem programu, w którym jako medium, „kontaktowałem się ze zmarłymi” osób, które jako publiczność brały udział w nagraniach programów.
Wróćmy jednak do tematu.
Kiedy w studio obok znaleziono zwłoki zamordowanego dźwiękowca, pomyślałem, że ciekawie byłoby zaprząc swoje umiejętności do rozwikłania tej sprawy. Z początku funkcjonariusze byli mi bardzo nieprzychylni – uważali mnie nawet za szarlatana, kiedy jednak, w ciągu zaledwie kilkunastu minut udało mi się ustalić zamachowca, oraz odnaleźć narzędzie zbrodni, zmienili co do mnie zdanie. Oczywiście doceniono moje wysiłki i w charakterze konsultanta trafiłem do Biura Śledczego.
Pomogłem w rozwiązaniu jeszcze kilku spraw, nim oddelegowano mnie do Tokio. Nie narzekałem nawet zbytnio – Tokio było miejscem, w którym prawdziwie mogłem się wykazać… Do tego jeszcze sprawa Kiry. Nic mnie tak nie fascynowało jak sprawa Kiry. Nawet podzieliłem się swoimi spostrzeżeniami na ten temat z szefostwem. Uznali jednak, że moje twierdzenia o tym, że Kira to więcej niż jedna osoba, na dodatek o odmiennych aspiracjach i sposobie działania są po prostu niedorzeczne. Wypad do Tokio uznałem więc jako doskonałą sposobność do udowodnienia im, w jak wielkim są błędzie.
Pamiętam jak dziś moją pierwszą sprawę w stolicy…
Ja i kilku funkcjonariuszy szliśmy przez jedno z dużych centrów handlowych. Znaczna jego część była zamknięta dla osób postronnych. Doszło tutaj do zabójstwa. Wydział liczył, że pomogę szybko uporać się im z tą sprawą.
-Kazuya Fumite, lat 34, pochodzący z Tokio, brak śladów broni. –powiedział do mnie łysiejący policjant, kiedy stanęliśmy już w pobliżu denata.
-Ochrona zadziała szybko i zatrzymano każdego, kto przebywał w tej części centrum w tym czasie. Wszyscy są przetrzymywani w dziale meblowym. –dodał, kiedy ja podszedłem do ciała. Pochyliłem się nad nim i zacząłem… wąchać.
-Czy zatem już zmarły ci coś powiedział, magiku? –rzucił w moją stronę z przekąsem.
-Hmm…Skórzane spodnie, woda kolońska, dużo biżuterii… typowy kobieciarz.Uganiał się za starszymi kobietami, ze średnimi sukcesami… czasami bierze kokainę, gra na gitarze – do tego miernie.Pracuje, zapewne w reklamie, praca go nudzi, w każdym razie, to nikt godny zabicia. Stawiam więc, że to zbrodnia namiętności. –odpowiedziałem z lekkim uśmiechem na zadane przez policjanta pytanie. Pozostali przyglądali mi się z lekkim zdziwieniem… i zaciekawieniem.
-Gdzie są podejrzani? –spytałem.
-Masz na myśli świadków?
-A co za różnica?
Policjanci prowadzili mnie teraz do wspomnianej już sekcji z meblami.
-Wiesz co robisz? –spytała mnie w końcu agentka Nakata z Tokijskiego Wydziału Śledczego, z którą miałem przyjemność współpracować. Nakata była młodą, dynamiczną kobietą, która uważała służby mundurowe i prawo za lekarstwo na zło tego świata. Może i naiwna, ale sumiennie wywiązująca się ze swoich obowiązków.
-Spokojnie, szybko to załatwimy i jesteśmy woli. –odpowiedziałem, obdarowując ją sympatycznym uśmiechem, od którego zarumieniła się delikatnie.
-Witam, jesteśmy z Tokijskiego Wydziału Śledczego. Możliwe, że ktoś z was jest mordercą…Jeśli tak, to dowiem się kto. –przywitałem grupkę osób, niecierpliwie oczekująco rozwiązania całej tej sytuacji.
W pierwszej kolejności podszedłem do dwójki starszych osób – sprzedawców, stojących najbliżej mnie. Przez cały ten czas miałem dłonie w kieszeniach. Mogłem sprawiać wrażenie, jakbym niezbyt przejmował się zaistniałą sytuacją.
-Tych dwoje jest niewinnych, mogą odejść. –powiedziałem po tym, jak przez chwilę im się przyglądałem. Wskazałem przy tym wymownie na nich palcami wskazującymi.
-Chwileczkę, musimy zadać państwu parę pytań. –pospieszyła Nakata, nim tamci właściwie zrozumieli co się dzieje.
-Hikaru. –odczytałem z plakiety z imieniem kolejnej z osób. Był to wysoko, około 36 letni mężczyzna, o kruczoczarnych, lekko opadających na czoło włosach. Ubrany był w ciemne spodnie i jasny pulower.
-Twój największy błąd w życiu…. Szybko. –spytałem całkiem poważnie.
-Pierwsze małżeństwo. –odpowiedział niemal od razu.
-Dobra odpowiedź…Skąd te nerwy?
-Ja się wcale nie…. –próbował jeszcze odpowiedzieć, jednak już od niego odszedłem. Kierowałem się teraz w stronę młodej dziewczyny, stojącej nieopodal skórzanej kanapy.
-Ty? Jak masz na imię? –proste pytanie
-Fumiko. –odparła.
-Fumiko? Ładnie.
-Proszę. –powiedziałem do niej, sięgająć po jabłko, leżące w wazie, na stoliku obok.
Dziękuję. –odparła zdziwiona, sięgając po owoc.
Wykorzystałem ten moment aby zabrać jej torebkę z rąk. Zacząłem w niej grzebać, szukając ewentualnego narzędzia zbrodni.
-Spokojnie, jestem konsultantem. –powiedziałem, kiedy dziewczyna obrzuciła mnie oburzonym spojrzeniem.
-Fumiko, doradzę ci coś: wybacz matce. Może bóle głowy ustąpią. –powiedziałem,, trzymając w dłoni pigułki na ból głowy, znalezione w torebce.
-Ale ja kocham swoją matkę. –odpowiedziała niemal momentalnie.
-Cóż myliłem się. Zignoruj moją radę. –podsumowałem tę krótką wymianę zdań.
-Ty? –podszedłem teraz do grubszego jegomościa, cały czas siedzącego jakby nigdy nic w fotelu.
-Han.
-Przepraszam. –wtrąciła wyraźnie już znudzona i zdenerwowana starsza kobieta
-To żart, prawda?
-Żart? Zabito mężczyznę. Śmieszy cię to? Jesteś rozbawiona? –odparłem stanowczo.
-Nie, ale…
-Więc usiądź. –zakończyłem pogawędkę z tą zrzędą.
-Han, szybkie pytanie. Zielona Latarnia, czy Thor? –spytałem o bohaterów komiksów. Wyglądał na ich fana.
-Thor –udzielił odpowiedzi bez zastanowienia..
-Ok. Dlaczego zabiłeś faceta?
-Nie zabiłem go. –odparł równie spokojnie.
-Dobrze.
W końcu podszedłem do starszej, prawie 40 letniej pani, ubranej w szarą garsonkę.
-Pani zrzędliwa. Jaka jest pani wersja?
-Nazywam się Aito Shikata i musisz wiedzieć, że mój…
-Niech zgadnę, twój mąż jest wpływową osobą. –przerwałem jej.
-Tak się składa, że jest. –odparła z wyraźną satysfakcją. -Ginjo jest radnym dzielnicy Ohima, a to jest ogromny brak profesjonalizmu i szacunku. Dopilnuję, by mój mąż załatwił to z twoimi zwierzchnikami. –dodała, niemal mi grożąc.
-Aiko, Aiko, Aiko. Dietetyczne pigułki niszczą twój umysł. To jest Tokio, duże miasto. Twój mąż nic tu nie znaczy. –odparłem, patrząc jej się prosto w oczy.
-Dosyć tego, agentko Nakata, proszę się nim zająć. –zareagował wreszcie oburzony, wąsaty funkcjonariusz.
-Daj mu jeszcze chwilę. –Nakata wyraźnie zaczęła wierzyć w moje umiejętności.
-Nie trzeba. Sprawa zamknięta. Aiko doprowadzi nas do narzędzia zbrodni. –powiedziałem w końcu.
-Złap mnie za ręce. Potrzebuję fizycznego kontaktu, by móc czytać ci w myślach. –mówiłem dalej do Aiko, nie odrywając z niej wzroku.
-Zwariowałeś!
-Udowodnij to. Jeśli się mylę i nie znajdziemy broni wtedy wyjdę na idiotę. –prowokowałem ją.
-Tak, wyjdziesz. -odpowiedziała, z szyderczym uśmieszkiem, wystawiając przed sobą dłonie.
-Co ty… –znów próbowała się oburzyć, kiedy schwyciłem ją delikatnie za nadgarstki.
-Nic nie mów. –po tych słowach zacząłem powoli ciągnąć ją za sobą, idąc tyłem, leniwie machając jej dłońmi to w lewo, to w prawo. Wszyscy patrzyli z niedowierzaniem. Ja natomiast bacznie obserwowałem. W końcu dotarliśmy do stoiska obok. Stoiska ze szkłem. Odwróciłem się, puszczając dłonie pani Shikata. Podszedłem do najbliższego, wystawionego pudełka. Podniosłem wieko kartonu, uśmiechając się lekko. Pokazałem wszystkim zgromadzonym zawartość. W środku znajdował się zakrwawiony świecznik.
-Voila. Oto narzędzie zbrodni.
-To szaleństwo! Nie wiedziałam, że to tu jest! –reagowała.
-Jakbyś nas tu doprowadziła, gdybyś to nie ty to tutaj położyła? –zadał oczywiste pytanie wąsaty funkcjonariusz.
-To nie ja. Nie wiem, jak… Ale nie ja zabiłam tego mężczyznę! -miotała się, szczerze przerażona i zdziwiona pani Shikata.
-Ma rację, Ona nie ma nic wspólnego z morderstwem. –powiedziałem, przekazując pudło na ręce agentki Nakaty.
-Jak to? –spytało chóralnie kilka osób.
-Użyłem jej jako przynęty do uśpienia czujności zabójcy, by dawał mi proste wskazówki.
-Co ty niby wygadujesz? –spytał znów funkcjonariusz.
- To proste. On nie chciał iść w kierunku, w którym my szliśmy.
-Prawdziwy zabójca?
-Tak. Chcesz zgadnąć, kto nim jest? –rzuciłem chowając dłonie do kieszeni w stronę pana władzy.
-Mów już Ryo. –ponagliła mnie Nakata.
-Hikaru. –powiedziałem, gestem głowy wskazując na 36 latka.
-Ej, no co ty?! -mówił, unosząc ręce w geście zdziwienia. Nie rozumiał o co w tym wszystkim chodzi. -Wybaczcie. To nie ja. Nawet go nie znałem. -dodał łamiącym się, niepewnym głosem.
-Na pewno? –spytałem, idąc pewnym krokiem w jego stronę.
-Zgaduję, że miał romans z twoją obecną żoną. Odkryłeś to i przebaczyłeś jej jak frajer. On cię tu zobaczył i z uśmieszkiem pewnie ci coś dociął, przez co poczułeś się… mały. –to mówiąc, palcami pokazałem dwuznaczny symbol czegoś… małego.
Hikaru przez chwilę patrzył na mnie, nie rozumiejąc całej sytuacji, po czym… zaczął uciekać.
-Upokorzył cię! - powiedziałem głośniej w jego stronę, kiedy policjant i ochroniarze rzucili się za zbiegiem.
-Niezła robota. - powiedziała z lekkim przekąsem Jun Nakata..
-No co? Sprawa zamknięta, tak?
-Hej odłóż to! -rozległy się krzyki z za rogu. Po chwili padły strzały. Agentka Nakata pobiegł w tamtą stronę.
-Oj Hikaru Hikaru. –podsumowałem tylko, po czym oddaliłem się w zupełnie inną stronę.
Będąc w Tokio poznałem też Aspiranta Tanakę. Fascynował mnie ten człowiek. Dawno nie spotkałem się z osobą, która tak bardzo poświęcała się roli błazna. Widać było po nim, że był to jego mechanizm działania. Pozwalał ludziom traktować się niepoważnie, aby ułatwiało mu to działanie, z tego co się dowiedziałem odnosiło to nie małe skutki. Miał jednak jedną, poważną wadę – zbyt często lekceważył czynnik ludzki. Owszem był zdolny, ale nie brał często pod uwagę, jak może zareagować druga strona na jego poczynania.
Siedząc wygodnie w swoim fotelu, popijając herbatkę, poczułem wibracje telefonu w swojej wewnętrznej kieszeni.
Otrzymałem dziwną wiadomość od Tanaki:
Kamuro, Notesy, Kira, L to ja, przegrałem, pomóż
Nie rozumiałem o co w tym wszystkim chodzi. Wiedziałem jedynie, że zajmuje się sprawą Kiry. Wspominał nawet swojego czasu, że jest już bardzo blisko. Potem ślad po nim zaginął… a teraz to.
Tak właśnie znaleźliśmy się w tym momencie historii, historii, która tworzyć będzie się na waszych i moich oczach…